Wojtek
Moje życie z Chrystusem zaczęło się w akademiku Politechniki Gdańskiej. Czytałem z przekory Nowy Testament, chcąc koniecznie znaleźć w nim oczywiste łgarstwa i zabobony. Chciałem udowodnić sobie, że ten pan za kazalnicą widziany dziś u baptystów, wierzy w baśnie.
Nic nie rozumiejąc z Nowego Testamentu, postanowiłem przez moment przyjrzeć się temu, co czytam, tak, jakby to był podręcznik, z zaufaniem, że to może być coś nowego, czego jeszcze nie znam. Uwaga! Jeśli nie chcesz by Bóg otworzył ci oczy, patrz na jego słowa zawsze z odrobiną nieufności, bo inaczej zakochasz się w Nim! Ten „moment” u mnie trwa do dziś i zamienił się w wieczną przygodę z Panem Bogiem.
Przygoda z Jezusem zaczęła się w moim przypadku od 3 lat bolesnej pracy nad moim charakterem. Oprócz uwolnienia z nałogu palenia czy nauki jak super czuć się bez piwka, Bóg uczył mnie m. in., że lubi pracowitych. Będąc ciągle zagrożony „wylotem” przypatrywałem się, komu Bóg błogosławi i dostrzegłem, że są to „kujony”. Był wrzesień, przede mną V semestr i siedem zaległych egzaminów. Za późno, by odkrycie wprowadzić w czyn. Ale Pan stwierdził widocznie, że to właściwy czas, by sprawdzić, czy czegoś się nauczyłem, tak więc pobłogosławił mi tak, jak w tej piosence: „Miał se Wojtek jeden egzaminów siedem, pojechał na sesję, został mu się jeden”. W następnym semestrze miałem już stypendium naukowe i tak do końca studiów.
Na obozie Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Akademickiego poznałem piękną dziewczynę z Ukrainy i zakochałem się (gdziekolwiek podział się wtedy mój nacjonalizm, nie tęskniłem już za nim: gdyby zechciała, gotowy byłem zapuścić włosy:). To długa i romantyczna historia, z której ujawnię Wam tyle, że byłem w końcu pewny, że Bóg mi Ją przeznaczył. Pod koniec V roku studiów stanąłem przed typowym dla absolwentów dylematem co dalej: dalej się uczyć (rozpoczynać studia w Seminarium Teologicznym lub zostać na uczelni?), czy szukać pracy i się żenić? Pewnego dnia otworzyłem Pismo szukając w nim odpowiedzi, ale zadałem sobie pytanie: „Cóż miałbym przeczytać, by mój wybór stał się łatwiejszy? Przecież Bóg ma tyle pomysłów na życie ludzkie, ilu jest ludzi.” Zamknąłem Pismo i półgłosem zapytałem: „Co robić: szukać pracy, czy iść do Seminarium?”. Nastąpiła chwila ciszy i wtedy rozległo się pukanie do drzwi. To był Adam, kolega z roku, przyszedł z pytaniem: „Chcesz pracę?”. Przepracowałem półtora roku jako konstruktor w świetnym zespole. Bóg ten czas wykorzystał na to, by moja żona nabrała zaufania do mojego szalonego i nieodpowiedzialnego pomysłu ;-), by studiować teologię. Kiedy składałem wypowiedzenie, wiedzieliśmy już oboje, że Bóg chce mnie nie tylko „po godzinach”. Główne projekty w firmie były na ukończeniu.
Byliśmy przygotowani na gwałtowny spadek naszej stopy życiowej. Kiedy wysyłałem papiery do Seminarium w Warszawie skradziono mi portfel z dokumentami i pieniędzmi. Po pół roku w Seminarium reszta naszych oszczędności poszła na remont samochodu mojej siostry, który rozbiłem w poślizgu przy prędkości 30km/h. Znam Boże wytłumaczenie tych zdarzeń i dziękuję Mu za nie. Nigdy nie głodowaliśmy, ani też nie mieliśmy w Warszawie długów, co wcześniej się zdarzało. To był bardzo szczęśliwy okres.
Od kilku miesięcy jestem szczęśliwym ojcem, córeczka ma na imię Kamila (żałuję, że nie ma polskiego imienia Stokrotka, bo tak bym ją nazwał :). W I Zborze Baptystów w Poznaniu jestem asystentem pastora. Ludzie przyjęli nas tu ciepło. Wielu z nich jest bardzo gorliwych. Mam marzenie, aby w Polsce powstawały uniwersytety ewangeliczne, ludzie garnęli się do Jezusa tysiącami, ludzie zmieniali się dzięki Duchowi Świętemu. Liczymy, że będziemy mogli mieć w to wkład. Tu w Poznaniu widać, że nie jestem wyjątkiem z takimi marzeniami. Powstało stowarzyszenie edukacyjne, które w tej chwili uczy języków; powstaje seminarium zborowe dla zajętych ludzi, gdzie pracujący mogą kształcić się teologicznie, a także zdobywać wzorce dla postawy czy charakteru; uczymy się na temat rozwoju Kościoła od bardziej doświadczonych; udało się wielu osobom znaleźć pracę. Mam nadzieję, że są to „dni małych początków”. Chciałbym na koniec podzielić się parafrazą wersetu, mottem mojego życia. Odnośnik łatwy do zapamiętania:
Gal 5,6: „W Chrystusie ma znacznie jedynie wiara czynna w miłości”.
Wojtek Orzeł