Paweł
Pochodzę z rodziny katolickiej i w tym duchu (jeśli można tak powiedzieć) zostałem wychowany. Gdy patrzę wstecz, z nowej perspektywy, postrzegam tamten okres jako czas życia pod Prawem – okres legalizmu. Chodziłem regularnie do kościoła, było to dla mnie oczywiste. Moja gorliwość jednak słabła z wiekiem. Można było to zaobserwować choćby na przykładzie mojego miejsca w kościele. Najpierw zajmowałem przednie miejsca, prawie na samym podeście, jako mały chłopiec siadałem na schodku i słuchałem. Później wycofałem się na ławki, najpierw przednie, później środkowe i w końcu ostatnie. Doszło do tego, że stawałem w tylnych pomieszczeniach. Duchem zupełnie nie uczestniczyłem już w tym, co się tam działo, a ciałem ledwo co. Sumienie jednak miałem spokojne, ponieważ byłem w kościele. To moje przemieszczanie się było tak naprawdę oddalaniem się od Boga.
Bóg zaczął docierać do mojej rodziny przez najstarszego brata, Roberta – on nawrócił się pierwszy. Modliłem się wtedy o niego, by Bóg uratował go z „sekty”, do której zaczął chodzić, ale to przez jego życie mogłem doświadczać miłości Boga. Pewnego razu brat powiedział do mnie: „Uważasz się za chrześcijanina to czytaj Biblię!” i wręczył mi Nowy Testament. Od tamtej pory dość regularnie zacząłem czytać Nowy Testament, zacząłem od Ewangelii. Słowa brata utkwiły w moim sercu i są jednymi z tych, które będę pamiętał już zawsze. To była jedna z najważniejszych wskazówek jakie otrzymałem. Nikt właściwie nie zwiastował mi Ewangelii. Jestem więc jednym z tych ludzi, do których Bóg osobiście docierał ze swoim przesłaniem. A czynił to głównie przez postawę i świadectwo mojego starszego brata – Roberta, oraz przez spisaną Ewangelię, którą po prostu czytałem. Ewangeliści, którzy trudzili się nad spisaniem Ewangelii z pewnością wielce radowali się w niebie, gdy zaczynałem pojmować istotę Dobrej Nowiny o Jezusie Chrystusie przekładając karty tego niezwykłego dzieła. Pewnego razu, po takim wieczornym czytaniu, przybity trudami życia, zwróciłem się po prostu do Boga, żeby, jeśli w ogóle jest, to zrobił coś z moim życiem, tak żebym mógł się nim radować, doświadczać go w swoim życiu. Od tamtej pory zaczęła się moja przygoda z Bogiem.
W moim mieście powstała mała grupa. Po prostu spotykaliśmy się i próbowaliśmy tworzyć wspólnotę. Nie było to proste, bo nikt z nas nie miał doświadczenia, pomimo tego mieliśmy bardzo dobry czas rozwoju i wzrostu. Mój brat podjął się nauczania, ja trochę grałem na gitarze, więc próbowaliśmy też śpiewać. Różnie to nam wychodziło, ale panowała atmosfera otwartości i szczerości. Tworzyliśmy naprawdę „fajną” grupę ludzi i Bóg nam bardzo błogosławił.
Był to czas, gdy uczęszczałem do szkoły średniej. Nawrócił się wtedy jeden z moich kolegów w klasie – Adrian. Rozmowy o Bogu toczyły się bardzo często, przerwy, wyjazdy, biwaki. Kiedyś nawet spotkaliśmy się na „próbie muzycznej” w auli szkoły, ale tak naprawdę to Biblia leżała na fortepianie, a my dyskutowaliśmy o Bogu. Pamiętam, że niektórzy mieli nas dość, zyskaliśmy nawet w szkole nowe przezwiska: Mojżesz i Jezus.
Jedna osoba z kościoła, gdzie przyjąłem potem chrzest, pytając się o dalsze moje plany po ukończeniu szkoły średniej odpowiedziała mi pytaniem, może trochę zaczepnym: „ludzie na śmierć idą a ty na Politechnikę?”. To było kolejne zdanie, które utkwiło mi w pamięci. Faktycznie myślałem o studiach teologicznych i służbie w Kościele, ale bałem się tej decyzji. Doświadczyłem wielokrotnie silnych sprzeciwów ze strony rodziców i to blokowało mnie. Ale w końcu zdecydowałem się i idę dalej w tym kierunku, służby w Bożym Królestwie.
Po ukończeniu studiów teologicznych przyjechałem do Poznania. Szukałem miejsca swojej służby, a Poznań był jedynym znanym mi wtedy miejscem, gdzie planowano założyć nową wspólnotę – znaną już teraz jako Kościół 5N. Moim wielkim pragnieniem było uczestniczyć w takim dziele.
To już 5 lat Kościoła 5N, w tym czasie wiele dobrego wydarzyło się w moim życiu. Wspaniała żona, wspaniała córeczka, udało mi się ukończyć 5-letnie studia na Politechnice, zakończyliśmy też prace w Ewangelicznym Instytucie Biblijnym nad wydaniem Nowego Przymierza.
Lista jest długa, a podsumowanie krótkie:
Bóg jest dobry. Nie bój się powierzyć Mu swojego życia.
Paweł Kozłowski