O hodowcach
Kochani,
Natknęłam się wczoraj na artykuł o hodowcach kotów. Ucieszyłam się, bo bardzo lubię koty i zabrałam do czytania.
Kiedy skończyłam, towarzyszyła mi już tylko zgroza.
W swojej naiwności myślałam bowiem, że właściciele futrzaków będą opowiadać o swojej miłości do nich. Tymczasem było o genetyce, kastrowaniu słabszych, mniej udanych egzemplarzy, poszukiwaniach kota idealnej urody, wiecznym niezadowoleniu z efektów. Jakiejś dziewczynie wymsknęło się nawet, że słabych ludzi także nie ma sensu utrzymywać przy życiu.
Pomyślałam wówczas: Jak dobrze, że nasz Bóg nie jest hodowcą!
Ten miły fakt sprawia, że nie musimy być ani identyczni, ani idealni! Możemy być różni, mniej lub bardziej udani pod jakimś względem, słabsi, głupsi, brzydsi…
Bo Bóg kocha nas bez względu na nasze słabości.
Więcej – każda nasza słabość, każdy defekt ma sens, razem z innymi cechami tworzy idealną całość. Idealną – bo stworzoną przez Boga.
Ty sprawiłeś, że myślę i czuję.
Utkałeś mnie w łonie mej matki.
Ps. 139:13
Widzieliście kiedyś, jak się tka? Ja tylko w telewizji. Ale wyglądało mi to na zajęcie wymagające dużej pieczołowitości, dbałości o każdą niteczkę, by znalazła się na właściwym miejscu. Żeby materiał był równy, mocny, bez dziur.
Czy moglibyśmy więc powiedzieć Bogu: – Jestem z siebie niezadowolony/niezadowolona? Nie wszystko jest u mnie idealne, nie wszystko na właściwym miejscu?
Skądże znowu! To by przecież mogło znaczyć, że nasz wspaniały Bóg – niehodowca nie zna się na swojej robocie.
Co zatem możemy powiedzieć?
Dziękuję. Dopracowałeś mnie w każdym szczególe.
Cudowne są Twoje dzieła –
I moją duszę znasz dokładnie.
Ps. 139:14
(Marta Wodniczak)